czwartek, 29 października 2009

magiczny numerek

Po papierkowo - urzedowych doswiadczeniach ubieglego miesiaca wydaje mi sie, ze poziom durnej biurokracji, ktorej czolo musi stawic europejski student w Hiszpanii przerasta nawet przygody wschodnie...Faktycznie, moze tylko dlatego, ze nie probowalam nigdy zalatwic sobie studiow w Rosji.

Co sie stalo? Po kolei, same fakty.

(teoria)

Bedac nawet obywatelem UE, a studiujac w Hiszpanii najpozniej po 3 m-cach musisz wyrobic sobie tzw.DNI (angielski skrot widniejacy w moich wszystkich uczelnianych dokumentach; oczywiscie nierozpoznawalny w tym kraju - po hiszpansku: NIE badz NIF). W teorii - trzeba jedynie zglosic sie ze zdjeciem na najblizszy posterunek policji. Formalnosc.

(praktyka)

DZIEN 1 (jakos w polowie wrzesnia), PIATEK.
Chce zalozyc sobie konto - warunek konieczny, zeby dostac stypendium. Okazuje sie, ze bez numerka konta zalozyc nie mozna. Dostaje wskazowki jak dotrzec do najblizszego komisariatu policji. Na policji okazuje sie, ze: a) jest sjesta b) nawet jak sjesta sie skonczy, to nikt mi nie pomoze, bo Pani z biura wydajacego numerki jest na wakacjach; wraca w poniedzialek. Sugestia: pojechac do Leganes (sasiedniego miasteczka), tam powinno sie udac dzis. Jedziemy do Leganes - akurat zaczela sie sjesta (5 min temu), ale po sjescie i tak nikt nie wraca do roboty, wiec najlepiej przyjechac jutro. Pracuja do 14.

DZIEN 2, SOBOTA
Jedziemy do Leganes. Pracuja! Dostajemy numerek ustawiajacy nas w kolejce oczekujacych na wlasciwy numerek. Po 15 min przychodzi moja kolej - Pan przeczytawszy moj adres zamieszkania (Getafe) oznajmia, ze nie moze mi pomoc, bo zalatwiajac po raz pierwszy numerek musze zrobic to w miejscu zamieszkania, i.e. Getafe.

DZIEN 4, PONIEDZIALEK
Udaje sie wyblagac Pania z banku o warunkowe zalozenie konta bez numerka. Walczymy dalej - po wizycie na policji dostaje liste koniecznych dokumentow do uzyskania numerka (kopie paszportu i dowodu, zdjecia, poswiadczenie z urzedu gminnego o umowie o wynajem mieszkania, etc.). Do urzedu dzis juz sie nie uda pojsc - sjesta.

DZIEN 5, WTOREK
Idziemy do urzedu, wszystko rozgrywa sie zaskakujaco szybko, dostajemy poswiadcznie. Na odchodne Pani z okienka tlumaczy, ze ten papierek, ktory dostajemy nie jest oficjalnym poswiadczeniem potrzebnym na policji. Oficjalny swistek mozemy odebrac za trzy dni. Dlaczego? "To oficjalny dokument, potrzebuje 3 dni".

(dla zdrowia psychicznego robimy sobie poltora tygodnia przerwy)

DZIEN 15, PIATEK
Idziemy do urzedu, odebrac papierek. Udalo sie. Oczywiscie zaraz nastepuje sjesta - na polcje mozemy pojsc dopiero w poniedzialek.

DZIEN 18, PONIEDZIALEK
Pewna siebie ide na policje; mam wszystkie dokumenty. Czekam w kolejce, podchodze do okienka. Pani oznajmia mi, ze jezeli zalatwiam numerek po raz pierwszy musze zrobic to telefonicznie - dostaje pasek papieru z numerem telefonu. Oczywiscie linia dla obcokrajowcow jest tylko po hiszpansku, wiec prosze kolezanke Hiszpanke o ustalenie co i jak. Aby zalatwic numerek musze pojechac do Madrytu, do specjalnego urzedu. Taka procedura. Dostaje date spotkania - za dwa tygodnie. Na wszelki wypadek pytam jeszcze raz czy aby na pewno jako obywatelka UE musze jechac do Madrytu, czy nie moge tego zalatwic na miejscu. Ta sama wersja - Madryt za dwa tygodnie.

DZIEN 33, WTOREK
Jedziemy do Madrytu. Spotkanie jest o 16.00,wiec musze opuscic zajecia. Na wszelki wypadek jestesmy wczesniej. Przy wejsciu Pan ochroniarz pyta skad jestem. Na odpowiedz "Polonia" jest wyraznie zdziwiony. Licze do 10, oddycham gleboko i tlumacze sobie, ze nie znam hiszpanskiego, wiec pewnie zle go zrozumialam i wcale nie powiedzial: "Nie musisz zalatwiac numerka tutaj..."
Moja kolej. Pani za biurkiem jest wyraznie zdziwiona. Z calego pliku dokuemntow prosi tylko o jeden wypelniony formularz i dowod wplaty. Jakiej wplaty?!?!? Potem sytuacja toczy sie szybko - biegiem na stacje metra, gdzie jest bank, wplata, sprint z powrotem. Po trzech minutach dostaje N U M E R E K. Bez potrzeby tony oryginalow roznych dokumentow i ich kopiii, bez potrzeby ani jednego zdjecia. Pytam sie na koniec: Czy moglam zalatwic to wszystko w Getafe? Pani odpowiada z rozbrajajaca szczeroscia: Si, naturalmente.


Summa summarum, mam numerek.

:)

środa, 21 października 2009

muzycznie

Bedzie krotko i o pierdolach, ale zaczne filozoficznie :)
Jakos tak jest, ze w zyciu powtarzaja sie pewne schematy - jak jest upalny dzien, to chce nam sie chlodu; jak jest chlod, to najprzyjemniej sie mysli o cieplych dniach; jak nie ma polskich autostrad, to marzy nam sie hiszpanska siec drogowa... jak wieczorem wsiadam do samochodu, zeby pojechac do centrum handlowego to chce jednej, dziurawej i nawet waskiej drogi zamiast tych wszystkich autostrad. Zamiast 15 min wywrozonych przez google jechalismy 1h 15min. Kto oznacza zjazdy z autostrad na zjezdzie na nie przed nim?! Hiszpanska logika drogowa na razie jest dla mnie wyzwaniem, z ktorym nie potrafie sobie poradzic.

Ale z przyjemnych rzeczy - w piatek ide na Dream Theater, ktory gra w Leganes - sasiednim miasteczku. Swoja droga, w Polsce bilety na koncert DT mozna najpozniej kupic ok. miesiac przed koncertem. Stawiam krate, ze tu bilety na ten koncert mozna dostac jeszcze w dniu koncertu... za to dostac wejsciowki na Erosa Ramazzottiego w marcu byloby ciezko.
:)

wtorek, 20 października 2009

Kto z kim, gdzie, jak i kiedy? I po co?


No, dobra. No to pisze. Swoja droga jest to dosc niesamowite, ze blog jeszcze nie ujrzal swiatla dziennego (tzn. nie zostal przedstawiony na forum publicznym), a juz mam jakies opoznienia. Taka karma...?

Niestety, wszystkiego na raz nie uda mi sie opisac... dlatego temat szkoly, ludzi z programu, Getafe samego w sobie i Madrytu zostawiam na pozniej. Najpierw najswiezsze niusy, potem bedziemy odkurzac zamierzchle fakty.

Troszke dzis sie przerazilam, kiedy spojrzalam na kalendarz... ale po kolei. Dzis mialam klasowke z matmy (nasz matematyk nazywa to pieszczotliwie litlle quiz), ktora to wprawila mnie w nastroj glebokiej i mozna powiedziec, pospiesznej zadumy. Mianowicie, zaczelam odliczac ile mam dni na narobienie materialu, na bardziej skrupulatna nauke i na wyrobienie sie ze wszystkim przed listopadowa sesja*. I wlasnie wtedy uswiadomilam sobie, ze mija wlasnie czwarty tydzien nauki w Getafe - tym samym - mija moje pierwsze poltora miesiaca w Hiszpanii. Szok.

Troche suchych faktow celem ustalenia uwagi. Mieszkam w Getafe, gdzie jest najwiekszy z trzech kampusow Uniwersytetu Carlosa III. Getafe to male miasteczko w industrialnym pasie na poludnie od Madrytu. Samo centrum i rejon kampusa sa zrewitalizowane w bardzo dobrym stylu; klimat wielgachnych fabryk, bazy wojskowej i najbrzydszej okolicy, jaka tylko mozna sobie wyobrazic widac dopiero spacerujac ok. godzine od scislego centrum. Kampus jest i to jest jego glowna zaleta - po SGHu jestem wyglodzona i byle co mnie zadowoli:) Na serio, okolica uniwersytetu jest bardzo ladna i rozsadnie pomyslana. Mozna obejrzec na zdjeciach.

Mieszkam sobie razem z Mackiem z Polski (ktorego poznalam 2 tygodnie przed przyjazdem do Madrytu) oraz z Tugba, Turczynka. Wszyscy studiujemy razem cos, co nazywa sie Economic Analysis. Piechotka 10 min od uniwesytetu i 5 min do stacji, skad pociagiem 15 minut do Madrytu. Ogolnie, program zaczelismy grupa ok. 25 osob. Kilkoro Hiszpanow, poza tym sa ludzie z Anglii, Turcji, Grecji, Wloch, Iranu, Moldawii, Rosji, Portugalii,Niemiec, Brazylii i Chin, plus Maciek i ja. Naprawde niezly misz-masz. O ludziach jeszcze z pewnoscia sie rozpisze, ale to pozniej.

Nauki od poczatku jest sporo. Trzy przedmioty w tygodniu niby nie przerazaja, ale roboty jest mnostwo. Najgorzej, ze monotonnie. Matma -wiadomo, jak to matma. Potem stata. Czyli wiecej matmy. Na odchamienie mikro, ktore w rzeczywistosci sprowadza sie do matmy...
dlatego tez koncze na dzis i obiecuje wiecej. I nie krzyczcie, ze nic nie pisze :)



---
* Uklad jest taki, ze rok akademicki jest zorganizowany mamy w cztery cwiercmestry, kazdy po trzy bloki przedmitowe. Bezposrednim bolesnym skutkiem cwiercmestrow jest sesja - cztery razy w roku. Pierwszy test na stabilnosc takiego ukladu - koniec listopada...

piątek, 16 października 2009

prolog

Nie wiem za bardzo jak sie pisze bloga. Podobnie, nie wiem za bardzo jak zabrac sie do opisania w jednym zwartym poscie (bo sama nigdy dlugich nie czytam) wydarzen z ubieglego miesiaca. Jednak z rachunku ekonomicznego wyszlo mi, ze bedzie mi wygodniej raz na jakis czas wrzucic pare zdan tutaj, niz po nocach pisac maile do wszystkich znajomych. Takze, bienvenido na blogu!